*pięć dni później*
Louis właśnie przygotowywał się do porannego joggingu, gdy zadzwoniła jego komórka. Na ekranie wyświetliło się imię Eleanor. Przez chwilę po prostu patrzył na telefon, a potem odrzucił połączenie jednym, zdecydowanym ruchem palca. Kobieta była cholernie uparta. Wziął ją parę razy na kawę i choć nigdy nie zaiskrzyło, ona wydzwaniała do niego przez cały tydzień. W końcu wściekły wyłączył komórkę, żeby móc przeprowadzić mały wywiad z Harry'm. Nigdy by się do tego nie przyznał ale polubił loczka. W jakiś uroczy sposób był on połączeniem kochanego ślamazary, romantycznego chłopca i seksownego bożyszcza młodych kobiet. Louis czuł, że w normalnej sytuacji od razu by się z nim zaprzyjaźnił. Ale nie byli w normalnej sytuacji. Chwycił komórkę i zszedł na dół, z namaszczeniem dotykając wypolerowanej, dębowej poręczy. Jego bose stopy zapadały się w miękkim dywanie. Zwiedził z Harry'm już cały dom i uznał, że wnętrza są wspaniałe. Przestronne, ciepłe, wypełnione rozmaitymi bibelotami. Prosiły się jedynie o wpuszczenie odrobiny śmiechu i miłości. Miał nadzieję, że po nim zamieszka tu ktoś, kto uczyni budynek przytulnym. Louis wyszedł na zewnątrz, zakluczył drzwi i zbiegł na dół. Lekkim truchcikiem biegł w nieznaną stronę. Wziął parę głębokich wdechów, rozkoszując się zapachem poranka. Treningi są ważne, jako agent musi dbać o kondycję. O niebo lepsze byłyby sparingi*, ale niestety nie miał tu z kim ćwiczyć. Biegł równym tempem, pozwalając swoim myślom płynąć. To była jego forma medytacji. Gdy wielkie, okazałe domostwa zaczęły przechodzić w mniejsze domki jednorodzinne postanowił zawrócić. Nie zmieniając tempa, równo biegł w stronę domu. Był tuż tuż, gdy do jego uszu dotarło powitanie Harry'ego. Mężczyzna stał w samych bokserkach na progu domu i uśmiechał się szeroko. Louis przystanął. Musi wykorzystać każdą chwilę rozmowy.
-Jadłeś śniadanie?- spytał Harry, podchodząc bliżej furtki.
-Nie.-Louis pokręcił głową.
-W takim razie zapraszam do mnie!
-Och...-Louis nie wiedział co odpowiedzieć. Jako agent powinien przyjąć zaproszenie. Jako człowiek się wahał. Postanowił przez chwilę oponować, a potem się zgodzić.-Nie trzeba. Właśnie miałem sobie zrobić jakieś kanapki.
-Louis, nie daj się prosić.
-Śmierdzę potem.
-Możesz się wykąpać u mnie. Proszę?-Harry zrobił minę szczeniaczka i Louis już wiedział, że dalszy opór nie ma sensu, ale postanowił podroczyć się z chłopakiem.
-Nie mam ubrań.
-Ja też nie.-zaśmiał się Loczek, spoglądając w dół. Oczy Louisa automatycznie prześledziły tę samą ścieżkę i mężczyzna gwałtownie oderwał wzrok od czarnej bielizny sąsiada. Zaśmiał się nerwowo, próbując opanować rumieniec, który wykwitł na jego policzkach.
-Co się stało Louis, czyżbyś zgrzał się biegnąc?-spytał Harry rozbawionym tonem.
-Dobra, wygrałeś, przyjdę na śniadanie. Tylko skończ te żarciki, błagam.- agent nie mógł powstrzymać uśmiechu. Obiecał Harry'emu, że przyjdzie za pół godziny i poszedł do domu, wziąć szybki prysznic. Wsunął na siebie bordowe rurki, założył koszulkę w paski i zapiął szelki. To był jego "cywilny mundurek", jak któregoś razu określił go Liam. Louis uwielbiał ten styl. Stanął przed lustrem, ułożył włosy w fryzurę ala "właśnie miałem gorący seks". Przywołał na twarz uśmiech i zszedł na dół, gdzie wsunął na nogi swoje ulubione Vansy. Gdy jeszcze raz przejrzał się w lustrze w jego głowie pojawiło się niechciane pytanie: "Czy Harry'emu się spodoba?", jednak Louis zdusił je w zalążku. Głęboki wdech i był gotowy. Pokonał odległość dzielącą oba domy i zadzwonił do drzwi. Harry otworzył mu je po chwili. Na szczęście mężczyzna był już ubrany w jasne rurki, rozdarte na kolanach i ciemną koszulkę. Całości dopełniał różowy fartuszek zawiązany na biodrach. Razem z drewnianą łyżką tworzyło to tak komiczny efekt, że Louis nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu.
-Przestań, albo przypalę twoje gofry.-zagroził Harry, prowadząc go do kuchni. Louis opanował się i spojrzał na niego.
-Jemy na śniadanie gofry?-spytał, unosząc brwi. Usiadł na krześle, uważnie obserwując Harry'ego.
-Poprawka: mojej roboty, domowe gofry.-odparł mężczyzna, mieszając ciasto w różowej misce.
-Wyglądasz jak jakaś kura domowa.-zachichotał Louis. Harry odstawił miskę i pochylił się nad gościem.
-Serio wyglądam aż tak kobieco?- mruknął.
-Yhm.-agent pokiwał głową, oblizując wargi.
-Ale to nie ja piszczę jak baba.-zielone oczy hipnotyzowały Louisa, sprawiały, że chciał się przysunąć bliżej.
-Ja też nie.-stwierdził półprzytomnie. W tej samej chwili na jego koszulce wylądowała łyżka ciasta. Louis pisnął, zrywając się na nogi.
-Pogrzało cię?-krzyknął na Harry'ego, który płakał ze śmiechu. Nieoczekiwanie Louis przyciągnął go do uścisku, rozsmarowując ciasto również na jego koszulce.
-Jesteśmy kwita.-stwierdził i usiadł spowrotem.-To gdzie te gofry?
Louis właśnie przygotowywał się do porannego joggingu, gdy zadzwoniła jego komórka. Na ekranie wyświetliło się imię Eleanor. Przez chwilę po prostu patrzył na telefon, a potem odrzucił połączenie jednym, zdecydowanym ruchem palca. Kobieta była cholernie uparta. Wziął ją parę razy na kawę i choć nigdy nie zaiskrzyło, ona wydzwaniała do niego przez cały tydzień. W końcu wściekły wyłączył komórkę, żeby móc przeprowadzić mały wywiad z Harry'm. Nigdy by się do tego nie przyznał ale polubił loczka. W jakiś uroczy sposób był on połączeniem kochanego ślamazary, romantycznego chłopca i seksownego bożyszcza młodych kobiet. Louis czuł, że w normalnej sytuacji od razu by się z nim zaprzyjaźnił. Ale nie byli w normalnej sytuacji. Chwycił komórkę i zszedł na dół, z namaszczeniem dotykając wypolerowanej, dębowej poręczy. Jego bose stopy zapadały się w miękkim dywanie. Zwiedził z Harry'm już cały dom i uznał, że wnętrza są wspaniałe. Przestronne, ciepłe, wypełnione rozmaitymi bibelotami. Prosiły się jedynie o wpuszczenie odrobiny śmiechu i miłości. Miał nadzieję, że po nim zamieszka tu ktoś, kto uczyni budynek przytulnym. Louis wyszedł na zewnątrz, zakluczył drzwi i zbiegł na dół. Lekkim truchcikiem biegł w nieznaną stronę. Wziął parę głębokich wdechów, rozkoszując się zapachem poranka. Treningi są ważne, jako agent musi dbać o kondycję. O niebo lepsze byłyby sparingi*, ale niestety nie miał tu z kim ćwiczyć. Biegł równym tempem, pozwalając swoim myślom płynąć. To była jego forma medytacji. Gdy wielkie, okazałe domostwa zaczęły przechodzić w mniejsze domki jednorodzinne postanowił zawrócić. Nie zmieniając tempa, równo biegł w stronę domu. Był tuż tuż, gdy do jego uszu dotarło powitanie Harry'ego. Mężczyzna stał w samych bokserkach na progu domu i uśmiechał się szeroko. Louis przystanął. Musi wykorzystać każdą chwilę rozmowy.
-Jadłeś śniadanie?- spytał Harry, podchodząc bliżej furtki.
-Nie.-Louis pokręcił głową.
-W takim razie zapraszam do mnie!
-Och...-Louis nie wiedział co odpowiedzieć. Jako agent powinien przyjąć zaproszenie. Jako człowiek się wahał. Postanowił przez chwilę oponować, a potem się zgodzić.-Nie trzeba. Właśnie miałem sobie zrobić jakieś kanapki.
-Louis, nie daj się prosić.
-Śmierdzę potem.
-Możesz się wykąpać u mnie. Proszę?-Harry zrobił minę szczeniaczka i Louis już wiedział, że dalszy opór nie ma sensu, ale postanowił podroczyć się z chłopakiem.
-Nie mam ubrań.
-Ja też nie.-zaśmiał się Loczek, spoglądając w dół. Oczy Louisa automatycznie prześledziły tę samą ścieżkę i mężczyzna gwałtownie oderwał wzrok od czarnej bielizny sąsiada. Zaśmiał się nerwowo, próbując opanować rumieniec, który wykwitł na jego policzkach.
-Co się stało Louis, czyżbyś zgrzał się biegnąc?-spytał Harry rozbawionym tonem.
-Dobra, wygrałeś, przyjdę na śniadanie. Tylko skończ te żarciki, błagam.- agent nie mógł powstrzymać uśmiechu. Obiecał Harry'emu, że przyjdzie za pół godziny i poszedł do domu, wziąć szybki prysznic. Wsunął na siebie bordowe rurki, założył koszulkę w paski i zapiął szelki. To był jego "cywilny mundurek", jak któregoś razu określił go Liam. Louis uwielbiał ten styl. Stanął przed lustrem, ułożył włosy w fryzurę ala "właśnie miałem gorący seks". Przywołał na twarz uśmiech i zszedł na dół, gdzie wsunął na nogi swoje ulubione Vansy. Gdy jeszcze raz przejrzał się w lustrze w jego głowie pojawiło się niechciane pytanie: "Czy Harry'emu się spodoba?", jednak Louis zdusił je w zalążku. Głęboki wdech i był gotowy. Pokonał odległość dzielącą oba domy i zadzwonił do drzwi. Harry otworzył mu je po chwili. Na szczęście mężczyzna był już ubrany w jasne rurki, rozdarte na kolanach i ciemną koszulkę. Całości dopełniał różowy fartuszek zawiązany na biodrach. Razem z drewnianą łyżką tworzyło to tak komiczny efekt, że Louis nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu.
-Przestań, albo przypalę twoje gofry.-zagroził Harry, prowadząc go do kuchni. Louis opanował się i spojrzał na niego.
-Jemy na śniadanie gofry?-spytał, unosząc brwi. Usiadł na krześle, uważnie obserwując Harry'ego.
-Poprawka: mojej roboty, domowe gofry.-odparł mężczyzna, mieszając ciasto w różowej misce.
-Wyglądasz jak jakaś kura domowa.-zachichotał Louis. Harry odstawił miskę i pochylił się nad gościem.
-Serio wyglądam aż tak kobieco?- mruknął.
-Yhm.-agent pokiwał głową, oblizując wargi.
-Ale to nie ja piszczę jak baba.-zielone oczy hipnotyzowały Louisa, sprawiały, że chciał się przysunąć bliżej.
-Ja też nie.-stwierdził półprzytomnie. W tej samej chwili na jego koszulce wylądowała łyżka ciasta. Louis pisnął, zrywając się na nogi.
-Pogrzało cię?-krzyknął na Harry'ego, który płakał ze śmiechu. Nieoczekiwanie Louis przyciągnął go do uścisku, rozsmarowując ciasto również na jego koszulce.
-Jesteśmy kwita.-stwierdził i usiadł spowrotem.-To gdzie te gofry?
*sparing (ang. sparring)- forma treningu polegająca na udawanej walce
A oto i jest. Rozdział trzeci. Nieco dłuższy niż poprzedni. Mam nadzieję, że się spodobał. Nie wiem, czy dzisiaj będę miała okazję wejść na bloga, więc dodaję wcześniej :)
Dziękuję @69_With_Batman, za ciepłe słowa i pomoc w reklamie. Dzięki tobie skoczyły mi wyświetlenia, jesteś wielka! Pozdrawiam :*