poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 3.

*pięć dni później*
Louis właśnie przygotowywał się do porannego joggingu, gdy zadzwoniła jego komórka. Na ekranie wyświetliło się imię Eleanor. Przez chwilę po prostu patrzył na telefon, a potem odrzucił połączenie jednym, zdecydowanym ruchem palca. Kobieta była cholernie uparta. Wziął ją parę razy na kawę i choć nigdy nie zaiskrzyło, ona wydzwaniała do niego przez cały tydzień. W końcu wściekły wyłączył komórkę, żeby móc przeprowadzić mały wywiad z Harry'm. Nigdy by się do tego nie przyznał  ale polubił loczka. W jakiś uroczy sposób był on połączeniem kochanego ślamazary, romantycznego chłopca i seksownego bożyszcza młodych kobiet. Louis czuł, że w normalnej sytuacji od razu by się z nim zaprzyjaźnił. Ale nie byli w normalnej sytuacji. Chwycił komórkę i zszedł na dół, z namaszczeniem dotykając wypolerowanej, dębowej poręczy. Jego bose stopy zapadały się w miękkim dywanie. Zwiedził z Harry'm już cały dom i uznał, że wnętrza są wspaniałe. Przestronne, ciepłe, wypełnione rozmaitymi bibelotami. Prosiły się jedynie o wpuszczenie odrobiny śmiechu i miłości. Miał nadzieję, że po nim zamieszka tu ktoś, kto uczyni budynek przytulnym. Louis wyszedł na zewnątrz, zakluczył drzwi i zbiegł na dół. Lekkim truchcikiem biegł w nieznaną stronę. Wziął parę głębokich wdechów, rozkoszując się zapachem poranka. Treningi są ważne, jako agent musi dbać o kondycję. O niebo lepsze byłyby sparingi*, ale niestety nie miał tu z kim ćwiczyć. Biegł równym tempem, pozwalając swoim myślom płynąć. To była jego forma medytacji. Gdy wielkie, okazałe domostwa zaczęły przechodzić w mniejsze domki jednorodzinne postanowił zawrócić. Nie zmieniając tempa, równo biegł w stronę domu. Był tuż tuż, gdy do jego uszu dotarło powitanie Harry'ego. Mężczyzna stał w samych bokserkach na progu domu i uśmiechał się szeroko. Louis przystanął. Musi wykorzystać każdą chwilę rozmowy.
-Jadłeś śniadanie?- spytał Harry, podchodząc bliżej furtki.
-Nie.-Louis pokręcił głową.
-W takim razie zapraszam do mnie!
-Och...-Louis nie wiedział co odpowiedzieć. Jako agent powinien przyjąć zaproszenie. Jako człowiek się wahał. Postanowił przez chwilę oponować, a potem się zgodzić.-Nie trzeba. Właśnie miałem sobie zrobić jakieś kanapki.
-Louis, nie daj się prosić.
-Śmierdzę potem.
-Możesz się wykąpać u mnie. Proszę?-Harry zrobił minę szczeniaczka i Louis już wiedział, że dalszy opór nie ma sensu, ale postanowił podroczyć się z chłopakiem.
-Nie mam ubrań.
-Ja też nie.-zaśmiał się Loczek, spoglądając w dół. Oczy Louisa automatycznie prześledziły tę samą ścieżkę i mężczyzna gwałtownie oderwał wzrok od czarnej bielizny sąsiada. Zaśmiał się nerwowo, próbując opanować rumieniec, który wykwitł na jego policzkach.
-Co się stało Louis, czyżbyś zgrzał się biegnąc?-spytał Harry rozbawionym tonem.
-Dobra, wygrałeś, przyjdę na śniadanie. Tylko skończ te żarciki, błagam.- agent nie mógł powstrzymać uśmiechu. Obiecał Harry'emu, że przyjdzie za pół godziny i poszedł do domu, wziąć szybki prysznic. Wsunął na siebie bordowe rurki, założył koszulkę w paski i zapiął szelki. To był jego "cywilny mundurek", jak któregoś razu określił go Liam. Louis uwielbiał ten styl. Stanął przed lustrem, ułożył włosy w fryzurę ala "właśnie miałem gorący seks".  Przywołał na twarz uśmiech i zszedł na dół, gdzie wsunął na nogi swoje ulubione Vansy. Gdy jeszcze raz przejrzał się w lustrze w jego głowie pojawiło się niechciane pytanie: "Czy Harry'emu się spodoba?", jednak Louis zdusił je w zalążku. Głęboki wdech i był gotowy. Pokonał odległość dzielącą oba domy i zadzwonił do drzwi. Harry otworzył mu je po chwili. Na szczęście mężczyzna był już ubrany w jasne rurki, rozdarte na kolanach i ciemną koszulkę. Całości dopełniał różowy fartuszek zawiązany na biodrach. Razem z drewnianą łyżką tworzyło to tak komiczny efekt, że Louis nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu.
-Przestań, albo przypalę twoje gofry.-zagroził Harry, prowadząc go do kuchni. Louis opanował się i spojrzał na niego.
-Jemy na śniadanie gofry?-spytał, unosząc brwi. Usiadł na krześle, uważnie obserwując Harry'ego.
-Poprawka: mojej roboty, domowe gofry.-odparł mężczyzna, mieszając ciasto w różowej misce.
-Wyglądasz jak jakaś kura domowa.-zachichotał Louis. Harry odstawił miskę i pochylił się nad gościem.
-Serio wyglądam aż tak kobieco?- mruknął.
-Yhm.-agent pokiwał głową, oblizując wargi.
-Ale to nie ja piszczę jak baba.-zielone oczy hipnotyzowały Louisa, sprawiały, że chciał się przysunąć bliżej.
-Ja też nie.-stwierdził półprzytomnie. W tej samej chwili na jego koszulce wylądowała łyżka ciasta. Louis pisnął, zrywając się na nogi.
-Pogrzało cię?-krzyknął na Harry'ego, który płakał ze śmiechu. Nieoczekiwanie Louis przyciągnął go do uścisku, rozsmarowując ciasto również na jego koszulce.
-Jesteśmy kwita.-stwierdził i usiadł spowrotem.-To gdzie te gofry?

*sparing (ang. sparring)- forma treningu polegająca na udawanej walce

A oto i jest. Rozdział trzeci. Nieco dłuższy niż poprzedni. Mam nadzieję, że się spodobał. Nie wiem, czy dzisiaj będę miała okazję wejść na bloga, więc dodaję wcześniej :)
 Dziękuję @69_With_Batman, za ciepłe słowa i pomoc w reklamie. Dzięki tobie skoczyły mi wyświetlenia, jesteś wielka! Pozdrawiam :*

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 2.

Danielle uśmiechnęła się do Louisa.
-Od dziś mieszkasz tutaj.-powiedziała. Zachowuj się naturalnie. Imprezy, dziewczyny, cokolwiek. Zdobądź zaufanie Harry'ego. Który mieszka tam.-wskazała budynek widoczny z okna salonu. Pamiętaj, jesteś młodym bussinesmanem, masz własną dochodową firmę, L-Tech, naprawiacie komputery osób medialnych. Raz w tygodniu składaj mi lub Liamowi raport. Powodzenia.-uścisnęła rękę Louisowi i wyszła, zostawiając agenta samego. Mężczyzna zwalił się nad kanapę. Cichy był jednym z najgroźniejszych ludzi z jakim mieli do czynienia, nic więc dziwnego, że wywiad nie szczędził pieniędzy na zachowanie pozorów. Przez pół roku Louis mógł żyć w luksusach i jeszcze mu za to zapłacą. Westchnął radośnie i zapiszczał jak podekscytowana nastolatka. Uwielbiał takie życie, było najwspanialsze. Wstał i przeszedł do kuchni, otwierając w pełni wyposażoną lodówkę. Uśmiechnął się szeroko. Wrócił do salonu, włączył wieżę na pierwszą z brzegu stację i zaczął tańczyć do piosenki o tym, że wszystko się może zdarzyć. Tę prawdę akurat znał. Jako dziecko nawet nie marzył, że dostanie się do supertajnej komórki młodocianych agentów. Gdy został porwany i przeniesiony do ośrodka w propozycji, którą złożył mu szef dostrzegł swoją szansę. Bezbłędnie zdał wszystkie testy, bezproblemowo wyłowił cegłę z dna basenu, czy pokonał powietrzny tor sprawnościowy. Miał jedynie problemy z zabiciem kurczaka za pomocą długopisu, ale szef uznał to za stawanie w obronie słabszych.* Szkolenie był mordęgą, ale udało mu się je zaliczyć za pierwszym podejściem. Potem gładko wykonał trudną misję i stał się najmłodszą czarną koszulką. A wszystko zawdzięczał faktowi, że wywalił się na schodach i w ostatniej chwili prześlizgnął się między wyłamanymi szczeblami balustrady, lądując miękko na obu nogach, co zauważył Paul i zgłosił swoim przełożonym, którzy uznali to za zdumiewającą zwinność i zaproponowali mu współpracę. Dzięki jednej, rozlanej herbacie stał teraz na kanapie i głośno śpiewał końcówkę utworu. Gdy na parę sekund  zapadła cisza, Louis usłyszał dzwonek do drzwi. Gwałtownie ściszył wieżę. Skoczył czym prędzej w stronę wejścia i zerknął przez judasza.
-Och.-sapnął. Za drzwiami stał Harry Styles i trzymał w rękach blaszkę z ciastem. Louis wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę, obdarzając gościa szerokim uśmiechem.
-Cześć.-przywitał się pogodnie. Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy, aż w końcu Harry odezwał się, niskim, chrapliwym głosem.
-Hej. Jestem...-odkaszlnął.-Jestem Harry, jestem twoim nowym sąsiadem i chciałem cię przywitać, więc upiekłem ciasto, takie małe powitanie.
-Jestem Louis. Miło cię poznać Harry.-wtrącił się agent, gdy mężczyzna wziął oddech. Wyciągnął rękę na powitanie, ale w porę zorientował się, że Harry ma zajęte ręce. Wpuścił go do środka i skierował do kuchni.
-Masz ochotę na herbatę?-spytał uprzejmie.
-Niekoniecznie.-Harry uśmiechnął się, ukazując dołeczek u policzku.
-To dobrze, bo i tak nie wiem co gdzie leży.-odparł Louis, chichocząc. Harry również się zaśmiał i po chwili oboje siedzieli na kanapie, trzymając się za brzuchy i próbując nie patrzeć na tego drugiego, bo to powodował kolejną salwę śmiechu. To był wspaniały początek przyjaźni. Lecz Louis pamiętał, aby trzymać swoje serce zamknięte na klucz, aby zranienie Harry'ego nie zraniło jego samego.


*-znów CHERUB. Kocham tę serię jest nieziemska!

••
Drugi rozdział za wami :) Podobało się? Mam nadzieję. Dziękuję za przemiły komentarz, dobrze jest wiedzieć, że ktoś to czyta. Rozdział trzeci pojawi się prawdopodobnie jutro. Pozdrawiam i proszę o komentarze :*

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 1.

Agent 017 uśmiechnął się ciepło do ślicznej recepcjonistki.
-Jakie rozkazy, El?-spytał, hipnotyzując kobietę swoim aksamitnym głosem.
-Ee... Nie wiem dokładnie, to tajne zlecenie. Masz iść do Payne'a.
-Ok. Nie masz ochoty wyskoczyć potem na kawę?-spytał mężczyzna, puszczając oczko.
-Ja? Chętnie! To znaczy... o której?-kobieta trochę plątała się w wypowiedzi.
-Napisz jak będziesz wolna.-odparł agent i wszedł do gabinetu szefa. Przystojny brunet całował namiętnie siedzącego na jego biurku blondyna.
-Ugh, błagam, wynajmijcie sobie pokój!-jęknął agent. Payne oderwał się od cudzych ust i spojrzał na mężczyznę.
-Naucz się wreszcie pukać!-prychnął, odsuwając się od biurka i poprawiając krawat. Blondyn zeskoczył na ziemię i zachichotał.
-Cześć, Louis!-przywitał radośnie agenta.
-Cześć, Niall.
-Skarbie, muszę powiedzieć temu idiocie co i jak.-mruknął Payne, obejmując swojego chłopaka.-Przyjdę za góra pół godziny i pójdziemy coś zjeść.
-Dobra.-blondyn stanął na palcach,  pocałował mężczyznę i wyszedł.
-Zdajesz sobie sprawę, jak wiele ryzykujecie?-spytał agent, gdy drzwi się zamknęły.
-Kocham go i jestem gotowy na ryzyko. Zadbałem, żeby Niallowi nic się nie stało.-odparł Liam. Louis tylko wzruszył ramionami. Nie wyobrażał sobie kochać kogoś tak mocno, że jest się gotowym poświęcić wszystko.
-Zakochasz się, to zrozumiesz. Przejdźmy do poważnych tematów.
-A ten nie był poważny?-Louis uniósł jedną brew.
-Co ci wiadomo, o człowieku ukrywającym się pod pseudonimem "Cichy"?-Liam zignorował Louisa i przeszedł do sedna sprawy.
-Cóż... Niewiele. Wiem, że stoi za śmiercią Johna Stewarta i paraliżem Seana. I to chyba tyle.
-Och, mamy podejrzenia, że robi o wiele gorsze rzeczy.-mruknął szef, wyjmując z szuflady niewielką teczkę.
-No dobra, ale co to ma wspólnego ze mną?
-Powoli, Louis. Najważniejsze jest to, że znamy tożsamość Cichego.-to mówiąc podsunął mężczyźnie teczkę. Agent niepewnie ją otworzył. Na samym wierzchu leżało zdjęcie chłopaka, który nie mógł mieć więcej niż 18 lat. Ciemne włosy zwijały się w burzę loków, zielone oczy błyszczały, a na pełnych wargach igrał szeroki uśmiech, ukazujący dwa dołeczki.
-Ten dzieciak? To ma być morderca?
-Nie, to jedynie przyjaciel Cichego. Harry Edward Styles, 20 lat. To już nie dzieciak. Jest tylko o trzy lata od ciebie młodszy. Ty w jego wieku stałeś za premierem.
-Ale ja już jako dziecko trafiłem do wywiadu. A z tego co tu widzę, to chłopak nigdy nie wykazywał predyspozycji mordercy. Co mam niby zrobić?
-Zamieszkasz obok niego. Zdobędziesz zaufanie. Znajdziesz Cichego i doprowadzisz go do nas. Rutynówka, robiłeś takie rzeczy jako duwnastolatek*.
-Dostanę porządne mieszkanie?
-Mieszka w bogatej dzielnicy, dostaniesz dom. Będziecie sąsiadami.
-Ile czasu?
-Jak najszybciej. Góra pół roku.
-Długa misja...-.Louis potarł brodę w zamyśleniu. Nie lubił zadań bardzo rozciągających się w czasie, bo potem musiał opuścić ludzi, do których się przywiązał... Ale to... To konkretne go wołało. Jego intuicja krzyczała, że ma je przyjąć.
-Dostanę partnera?-spytał.
-Potrzebujesz go?-Liam uniósł brwi.-W CHERUBIE byłeś najmłodszą czarną koszulką**.- w jego głosie było słychać autentyczne zdziwienie. Louis pokręcił głową i podjął decyzję.
-Zgoda. Kiedy zaczynam?
-Jutro zostaniesz przerzucony do Londynu. Nie bierz wiele, wszystko już jest na miejscu.-Payne uśmiechnął się do agenta.
-Wiedziałeś, że się zgodzę!
-Lou, przez pół życia mieszkałem z tobą w pokoju, znam cię dość dobrze.-zaśmiał się Liam. Objął krótko Louisa w przyjacielskim uścisku i odwrócił się w stronę drzwi.-Eleanor da ci dokumenty. Do zobaczenia.
-Oby jak najszybciej.-agent uśmiechnął się i wyszedł za przyjacielem. Podszedł do El i poprosił o dokumenty. Dziewczyna dała mu teczkę. Louis ją otworzył i przeżył lekki szok.
-Serio? Mam na nazwisko Onion? Cebula?! Co za idiota to wymyślił?!


*- Otarłam się tu o serię książek pt. "CHERUB" autorstwa Roberta Muchamore o tajnych młodocianych agentach.
**- To znów nawiązanie do tej serii. Kolorami koszulek oznaczano rangę osoby w ośrodku. Goście mieli pomarańczowe, dzieci, które nie przeszły przez szkolenie czerwone, osoby po szkoleniu granatowe, zasłużeni agenci czarne, a absolwenci białe. :)
•••
Eee... cześć.
To był pierwszy rozdział nowego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodobało. Kilka rozdziałów mam już ukończone, będę je dodawać co jakiś czas. Jednak nie chcę robić tego bez potrzeby. Dlatego proszę Was o komentarze, albo Google'owe 1+ ;) Byłoby miło wiedzieć, że ktoś czyta moje wypociny :)
Pozdrawiam :*