Danielle uśmiechnęła się do Louisa.
-Od dziś mieszkasz tutaj.-powiedziała. Zachowuj się naturalnie. Imprezy, dziewczyny, cokolwiek. Zdobądź zaufanie Harry'ego. Który mieszka tam.-wskazała budynek widoczny z okna salonu. Pamiętaj, jesteś młodym bussinesmanem, masz własną dochodową firmę, L-Tech, naprawiacie komputery osób medialnych. Raz w tygodniu składaj mi lub Liamowi raport. Powodzenia.-uścisnęła rękę Louisowi i wyszła, zostawiając agenta samego. Mężczyzna zwalił się nad kanapę. Cichy był jednym z najgroźniejszych ludzi z jakim mieli do czynienia, nic więc dziwnego, że wywiad nie szczędził pieniędzy na zachowanie pozorów. Przez pół roku Louis mógł żyć w luksusach i jeszcze mu za to zapłacą. Westchnął radośnie i zapiszczał jak podekscytowana nastolatka. Uwielbiał takie życie, było najwspanialsze. Wstał i przeszedł do kuchni, otwierając w pełni wyposażoną lodówkę. Uśmiechnął się szeroko. Wrócił do salonu, włączył wieżę na pierwszą z brzegu stację i zaczął tańczyć do piosenki o tym, że wszystko się może zdarzyć. Tę prawdę akurat znał. Jako dziecko nawet nie marzył, że dostanie się do supertajnej komórki młodocianych agentów. Gdy został porwany i przeniesiony do ośrodka w propozycji, którą złożył mu szef dostrzegł swoją szansę. Bezbłędnie zdał wszystkie testy, bezproblemowo wyłowił cegłę z dna basenu, czy pokonał powietrzny tor sprawnościowy. Miał jedynie problemy z zabiciem kurczaka za pomocą długopisu, ale szef uznał to za stawanie w obronie słabszych.* Szkolenie był mordęgą, ale udało mu się je zaliczyć za pierwszym podejściem. Potem gładko wykonał trudną misję i stał się najmłodszą czarną koszulką. A wszystko zawdzięczał faktowi, że wywalił się na schodach i w ostatniej chwili prześlizgnął się między wyłamanymi szczeblami balustrady, lądując miękko na obu nogach, co zauważył Paul i zgłosił swoim przełożonym, którzy uznali to za zdumiewającą zwinność i zaproponowali mu współpracę. Dzięki jednej, rozlanej herbacie stał teraz na kanapie i głośno śpiewał końcówkę utworu. Gdy na parę sekund zapadła cisza, Louis usłyszał dzwonek do drzwi. Gwałtownie ściszył wieżę. Skoczył czym prędzej w stronę wejścia i zerknął przez judasza.
-Och.-sapnął. Za drzwiami stał Harry Styles i trzymał w rękach blaszkę z ciastem. Louis wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę, obdarzając gościa szerokim uśmiechem.
-Cześć.-przywitał się pogodnie. Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy, aż w końcu Harry odezwał się, niskim, chrapliwym głosem.
-Hej. Jestem...-odkaszlnął.-Jestem Harry, jestem twoim nowym sąsiadem i chciałem cię przywitać, więc upiekłem ciasto, takie małe powitanie.
-Jestem Louis. Miło cię poznać Harry.-wtrącił się agent, gdy mężczyzna wziął oddech. Wyciągnął rękę na powitanie, ale w porę zorientował się, że Harry ma zajęte ręce. Wpuścił go do środka i skierował do kuchni.
-Masz ochotę na herbatę?-spytał uprzejmie.
-Niekoniecznie.-Harry uśmiechnął się, ukazując dołeczek u policzku.
-To dobrze, bo i tak nie wiem co gdzie leży.-odparł Louis, chichocząc. Harry również się zaśmiał i po chwili oboje siedzieli na kanapie, trzymając się za brzuchy i próbując nie patrzeć na tego drugiego, bo to powodował kolejną salwę śmiechu. To był wspaniały początek przyjaźni. Lecz Louis pamiętał, aby trzymać swoje serce zamknięte na klucz, aby zranienie Harry'ego nie zraniło jego samego.
-Od dziś mieszkasz tutaj.-powiedziała. Zachowuj się naturalnie. Imprezy, dziewczyny, cokolwiek. Zdobądź zaufanie Harry'ego. Który mieszka tam.-wskazała budynek widoczny z okna salonu. Pamiętaj, jesteś młodym bussinesmanem, masz własną dochodową firmę, L-Tech, naprawiacie komputery osób medialnych. Raz w tygodniu składaj mi lub Liamowi raport. Powodzenia.-uścisnęła rękę Louisowi i wyszła, zostawiając agenta samego. Mężczyzna zwalił się nad kanapę. Cichy był jednym z najgroźniejszych ludzi z jakim mieli do czynienia, nic więc dziwnego, że wywiad nie szczędził pieniędzy na zachowanie pozorów. Przez pół roku Louis mógł żyć w luksusach i jeszcze mu za to zapłacą. Westchnął radośnie i zapiszczał jak podekscytowana nastolatka. Uwielbiał takie życie, było najwspanialsze. Wstał i przeszedł do kuchni, otwierając w pełni wyposażoną lodówkę. Uśmiechnął się szeroko. Wrócił do salonu, włączył wieżę na pierwszą z brzegu stację i zaczął tańczyć do piosenki o tym, że wszystko się może zdarzyć. Tę prawdę akurat znał. Jako dziecko nawet nie marzył, że dostanie się do supertajnej komórki młodocianych agentów. Gdy został porwany i przeniesiony do ośrodka w propozycji, którą złożył mu szef dostrzegł swoją szansę. Bezbłędnie zdał wszystkie testy, bezproblemowo wyłowił cegłę z dna basenu, czy pokonał powietrzny tor sprawnościowy. Miał jedynie problemy z zabiciem kurczaka za pomocą długopisu, ale szef uznał to za stawanie w obronie słabszych.* Szkolenie był mordęgą, ale udało mu się je zaliczyć za pierwszym podejściem. Potem gładko wykonał trudną misję i stał się najmłodszą czarną koszulką. A wszystko zawdzięczał faktowi, że wywalił się na schodach i w ostatniej chwili prześlizgnął się między wyłamanymi szczeblami balustrady, lądując miękko na obu nogach, co zauważył Paul i zgłosił swoim przełożonym, którzy uznali to za zdumiewającą zwinność i zaproponowali mu współpracę. Dzięki jednej, rozlanej herbacie stał teraz na kanapie i głośno śpiewał końcówkę utworu. Gdy na parę sekund zapadła cisza, Louis usłyszał dzwonek do drzwi. Gwałtownie ściszył wieżę. Skoczył czym prędzej w stronę wejścia i zerknął przez judasza.
-Och.-sapnął. Za drzwiami stał Harry Styles i trzymał w rękach blaszkę z ciastem. Louis wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę, obdarzając gościa szerokim uśmiechem.
-Cześć.-przywitał się pogodnie. Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy, aż w końcu Harry odezwał się, niskim, chrapliwym głosem.
-Hej. Jestem...-odkaszlnął.-Jestem Harry, jestem twoim nowym sąsiadem i chciałem cię przywitać, więc upiekłem ciasto, takie małe powitanie.
-Jestem Louis. Miło cię poznać Harry.-wtrącił się agent, gdy mężczyzna wziął oddech. Wyciągnął rękę na powitanie, ale w porę zorientował się, że Harry ma zajęte ręce. Wpuścił go do środka i skierował do kuchni.
-Masz ochotę na herbatę?-spytał uprzejmie.
-Niekoniecznie.-Harry uśmiechnął się, ukazując dołeczek u policzku.
-To dobrze, bo i tak nie wiem co gdzie leży.-odparł Louis, chichocząc. Harry również się zaśmiał i po chwili oboje siedzieli na kanapie, trzymając się za brzuchy i próbując nie patrzeć na tego drugiego, bo to powodował kolejną salwę śmiechu. To był wspaniały początek przyjaźni. Lecz Louis pamiętał, aby trzymać swoje serce zamknięte na klucz, aby zranienie Harry'ego nie zraniło jego samego.
*-znów CHERUB. Kocham tę serię jest nieziemska!
••
Drugi rozdział za wami :) Podobało się? Mam nadzieję. Dziękuję za przemiły komentarz, dobrze jest wiedzieć, że ktoś to czyta. Rozdział trzeci pojawi się prawdopodobnie jutro. Pozdrawiam i proszę o komentarze :*
Ej, normalnie nie wierzę że tylko ja to komentuję ;o To ff jest naprawdę super, więc spodziewałam się co najmniej 20 komentarzy pod porzednim rozdziałem... Hmm, chyba trzeba popracować nad reklamą ;) Porozsyłam linka do znajomych :D Tak samo jak poprzedni rozdział, ten też jest bardzo dobry :) Szkoda tylko, że taki krótki :c Fajnie, że nowy rozdział będzie już jutro :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, podobało się. :D Ciekawy pomysł na ff. Mam nadzieję,że szybko dodasz kolejne rozdziały :) Powodzenia przy pisaniu ;*
OdpowiedzUsuńTwoja wierna fanka ;p